Nie masz profilu na Facebook`u? Nie istniejesz. Sformułowanie, które powstało kilka lat temu i było typowe dla młodego pokolenia, wciąż jest poniekąd aktualne i to w zawodowym życiu. Czy tego chcemy czy nie, Internet i portale społecznościowe są wszechobecne. Pomimo tego, że coraz częściej słyszymy o uzależnieniu od Internetu, co w następstwie prowadzi do ograniczenia bezpośrednich kontaktów ze znajomymi i innych przykrych konsekwencji, nie sposób zapomnieć o pozytywach życia w sieci. Internet jest ogromnym źródłem informacji o świecie, także o nas samych. I należy pamiętać, że im więcej rzeczy publikujemy, tym łatwiej znaleźć na nas “haka”.
Nie od dziś wiadomo, że portale społecznościowe możemy wykorzystać do budowania naszego wizerunku. LinkedIn, GoldenLine, Twitter, Facebook – jedne są bardziej zawodowe, inne prywatne. Wybór jest spory i nietrudno pogubić się, co gdzie i kiedy można. Ważne, aby informacje zawarte na biznesowych portalach były ze sobą spójne i aktualne. Nasz profil w Internecie, zarówno ten na portalu zawodowym, jak i na portalu prywatnym, jest jak przedłużenie naszego CV i pracodawca może z niego dowiedzieć się rzeczy, których nie znalazł w dokumentach aplikacyjnych. Można zarzucić, że profesjonalny rekruter nie będzie zwracał uwagi na zdjęcia na Facebook`u, tylko na kompetencje, umiejętności i doświadczenie. Zgadzam się, jednak musimy pamiętać, że ostateczną decyzję o zatrudnieniu podejmuje pracodawca. A z badań wynika, że ten coraz chętniej sprawdza czy kandydatka na asystentkę zarządu nie wrzuca do sieci rozbieranych zdjęć, a przyszły dyrektor sprzedaży nie dzieli się ze światem efektami mocno zakrapianej imprezy.
Kolejną sprawą jest umieszczanie niepochlebnych informacji o firmie lub naruszających dobre imię pracodawcy np. na Facebooku. Lajkujemy konkurencyjne firmy? Narzekamy na pracę na forum? Wyrażamy opinię na temat szefa i jego pomysłów? Pracodawca może potraktować to jako łamanie lojalności wobec firmy i nasza aktywność w sieci może skończyć się zwolnieniem z pracy. Ciekawostką jest fakt, że często te działania na portalach społecznościowych kończą się rozprawą, co jest nowe dla polskich sądów. Sprawy zakładane są zarówno przez pracodawców, jak i pracowników. Ci pierwsi żądają odszkodowania za oczernianie w sieci, a pracownicy z kolei czują się pokrzywdzeni taką karą i poszukują swoich praw w wymiarze sprawiedliwości. Okazuje się jednak, że Sąd Najwyższy wielokrotnie wskazywał, że publiczne wypowiedzi, także te w sieci, mogą być powodem zwolnienia, w tym dyscyplinarnego. Opinia wygłoszona była tylko znajomym? Cóż, według prawa każda wypowiedź zaprezentowana większej grupie osób uważana jest za publiczną.
Jeszcze kilka lat temu zwrot ”jak cię widzą, tak cię piszą” dotyczył tylko wyglądu zewnętrznego. Myślę, że obecnie można przełożyć to także na wizerunek w sieci, bo to przecież tam wrzucamy zdjęcia, udostępniamy artykuły, filmy, lajkujemy strony, bierzemy udział w wirtualnych wydarzeniach. Tam ujawniamy swoje poglądy i dzielimy się ze światem swoim życiem. Prywatnym i zawodowym. Tam tworzymy swój profil. A przecież liczy się pierwsze wrażenie. Czy to nie od nas zależy, co obecny albo potencjalny pracodawca zobaczy wchodząc na nasz wirtualny profil?
One Comment